Od kilku lat nasi klubowi koledzy organizują rejsy morskie w różne miejsca. Jeden z takich rejsów – na Alandy opisałem w relacji w 2019 roku (do odszukania na klubowej stronie).
W tym roku od lutego planowaliśmy wymyślony przez piszącego te słowa rejs do Finlandii, konkretnie do Helsinek, w których był wcześniej tylko jeden uczestnik rejsu. Ostatecznie wyczarterowaliśmy 11czerwca – metrowy jacht Faworyt – Oceanis 390, z 50 metrowym ożaglowaniem, który z uwagi na wiek nie był bardzo drogi.
W dniu przyjęcia jachtu w Gdańsku, czyli 3 lipca wystartowała do Trójmiasta dwoma samochodami 6- osobowa załoga w składzie, Tadeusz, Kazik, Maciek, Rysiek oraz Józef z Jachranki, a także piszący te słowa. Jacht był w trakcie przygotowania do przekazania, które nastąpiło po godzinie 15, więc ekipa zaopatrzeniowa udała się na zakupy na dwutygodniowy rejs. Było tego towaru niemało i już zacząłem się obawiać jak to wszystko zmieścimy, jednak po początkowym chaosie wszystkie produkty znalazły swoje miejsce a załoga mogła zaształować również swoje rzeczy.
Chciałem abyśmy tego samego dnia wypłynęli, jednak powstał problem z jednym z samochodów, który należało zaparkować na parkingu strzeżonym. W letni weekend w Gdańsku nie jest to prosta sprawa, więc problem udało się rozwiązać niestety dopiero następnego dnia.
Wyszliśmy z postoju na Motławie i po przejściu przez tereny stoczniowe, obok twierdzy Wisłoujście i Westerplatte wyszliśmy na Zatokę Gdańską.
Wiatr był niekorzystny, więc przyszło nam wykonać kilka halsów aby wyjść na pełne morze. I tak zaczął się najdłuższy etap wyprawy – Gdańsk – Helsinki, który trwał prawie równo 100 godzin czyli 4 doby i 6 godzin.
Początkowo nie planowałem sztywnego podziału na wachty zakładając, że każdy zechce posterować, co najmniej w dzień, jednak uczestnicy rejsu uznali wkrótce, że potrzebne jest wyznaczenie godzin sterowania dla każdego, co też nastąpiło. W dzień wachty sterowe były jednoosobowe, po 2 godziny, a w nocy ustaliłem dwie wachty czterogodzinne (24:00 – 04:00 i 04:00 do 08:00), które pełniły po dwie osoby – ja i Tadeusz, każdy z dodatkowym załogantem. System ten zachowaliśmy do końca rejsu.
Podczas całego pływania można było zaobserwować kilka technik sterowania – przykłady poniżej.
Podczas rejsu kilkukrotnie mieliśmy na pokładzie nietypowych gości – zdjęci poniżej.
Pogoda była typowo letnia, upalna, czyli odbiegająca nieco od obiegowych opinii o Bałtyku (zimne i niespokojne morze) – nawet nad ranem temperatura nie spadała poniżej 20 stopni. Wiatr tylko chwilami przekraczał 3 B a zdarzały się okresy, kiedy trzeba było używać dieselgrota. Zdarzył się dwukrotnie deszcz – byłem zmuszony użyć jedyny w tym rejsie raz sztormiaka aby usunąć zacięcie rollera na dziobie, ale to była w zasadzie jedyna sytuacja problemowa. Taka pogoda pozwoliła na kilkukrotne kąpiele na środku morza, z których skorzystała połowa załogi.
Tym sposobem po przebyciu około 500 mil piątej doby rejsu dotarliśmy do rekomendowanej przez Jurka Don Jorge Kulińskiego mariny HMVK w Helsinkach.
Kilka dni przed rejsem nawiązałem przypadkowo na Facebooku kontakt z kolegą ze studiów w Leningradzie, który ma osobliwe korzenie – jest urodzonym na Syberii Estończykiem fińskiej proweniencji :-). Sasza oprowadził nas następnego dnia po starej części Helsinek, opowiedział kilka ciekawostek i po krótkiej przejażdżce naszym okrętem rozstaliśmy się.
Helsinki, ta starsza część nie wszystkim się spodobały – padła nawet opinia, że wyglądają „poradziecko”. Warto więc może wspomnieć, że Finlandia była długi czas pod panowaniem imperium rosyjskiego i dopiero w 1917 roku, po rewolucji bolszewickiej wybiła się na niepodległość. Ciekawostką jest fakt, że Helsinki zostały stolicą kraju w 1812 roku zastępując w tej roli miasto Turku. Powodem zmiany stolicy, dokonanej decyzją władz rosyjskich były zbyt wielkie wpływy szwedzkie w Turku.
Tak jak i na pełnym morzu miłośnicy kąpieli (Józef i ja) sprawdzili temperaturę wody w marinie. Woda nie była przesadnie czysta (jak to w porcie) ale kąpiel była OK.
Po jednodobowym postoju wypłynęliśmy na najkrótszy odcinek rejsu, kierunek – Tallin. Przelot na dystansie 49 mil zajął 10 i pół godziny i już i godz. 17:05 cumowaliśmy w Old City Marina położonej blisko starej części miasta.
W Tallinie uzupełniliśmy zaopatrzenie a potem mniej zmęczona część załogi wybrała się na krótki spacer po pobliskiej starówce.
Brama w murach Tallina i mury od wewnątrz
Główne zwiedzanie miało miejsce następnego dnia. Na rynku i w okolicach odbywał się piknik w stylu średniowiecznym.
Na jednej z uliczek, przy wejściu do muzeum znaleźliśmy tablicę upamiętniającą brawurową ucieczkę polskiego okrętu podwodnego „Orzeł” internowanego w Tallinie 15 września 1939 r.
Wewnątrz murów tallińskiego zamku natrafiliśmy na rzeźby druidów
Po obejrzeniu staromiejskiego Tallina można było właściwie ruszać dalej ale… to był dzień finału Euro 2020 – zainteresowani zasiedli przy piwie w barze pobliskiego hotelu i do późna śledzili przebieg rywalizacji na boisku. Droga do baru prowadziła wokół basenu mariny – po przeciwległej stronie stacjonuje zabytkowy parowiec Admiral a na nabrzeżu znajduje się zabytkowy rower (pod?)wodny, którego dosiadł kapitan Tadeusz i miłośnik jednośladów Józef.
Mecz finałowy był dość wyrównany, ale po dogrywce i serii rzutów karnych zakończył się zwycięstwem Squadra Azurri. Mogliśmy zatem ze spokojnym sumieniem ruszyć następnego ranka w drogę do kolejnego portu.
Aby zmniejszyć jednorazowy przelot, etap powrotny podzieliliśmy na dwie części – taki podział wskazał port etapowy w Wentspils na Łotwie. W porcie tym stanęliśmy również w drodze powrotnej z Alandów dwa lata temu. Podczas przelotu spotkaliśmy holenderski żaglowiec Gulden Leuv zmierzający prawdopodobnie do jednego z portów etapowych tegorocznej Operacji Żagiel.
Według AIS w pobliżu były również polskie żaglowce: brygantyna Pogoria i szkuner gaflowy Kapitan Borchardt, jednak były one zbyt daleko aby je zobaczyć.
Dotarliśmy do Wentspils około 01:00 i poszliśmy spać, a następnego dnia, po krótkiej wycieczce części załogi do miasta, tuż po południu ruszyliśmy w dalszą drogę. Kierunek – Hel.
Po drodze, korzystając z utrzymującego się upału, ponownie chętni skorzystali z kąpieli na pełnym morzu.
Przelot odbył się właściwie bez nadzwyczajnych wydarzeń – ciągle ten sam upał i częste okresy bezwietrza – trzeba było jechać na dieselgrocie czasem nawet 8 godzin. Po godzinie 14 weszliśmy do portu w Helu, gdzie pozostaliśmy do sobotniego poranka. Załoga pospacerowała po miejscowości (najnowszy pomnik Neptuna na zdjęciu), a następnie zasiadła do kapitańskiej kolacji.
Podczas tej kolacji drugi oficer Maciek został wyróżniony specjalnym, ręcznie wykonanym medalem za zasługi kulinarne podczas rejsu.
Następnego dnia tuż po 06:00 wyszliśmy z Helu do Gdańska, gdzie po zatankowaniu paliwa, o godz. 10 stanęliśmy w miejscu rozpoczęcia rejsu.
Ogółem rejs udany, 216 godzin w morzu, mil przebytych 993.