Lodowa epopeja czyli Spitsbergen w Jachrance

W minioną niedzielę na przystani odbyła się epicka (lepsze słowo nie przychodzi mi do głowy) operacja – zostały wyslipowane 2 ostatnie łodzie klubowiczów, którzy liczyli na „żeglowną” pogodę jeszcze w listopadzie i zostawili swoje jednostki na wodzie.

Niestety… prognozy się nie sprawdziły i dosłownie w ciągu kilku dni woda w porcie zamarzła i uwięziła oba jachty. Inne przyczyny (rodzinne i zdrowotne) zainteresowanych, w tym piszącego te słowa spowodowały przesunięcie operacji na pierwszy weekend grudnia. Do tego czasu lód nabrał słusznej grubości – około 8 centymetrów.

Pomimo beznadziejnej wydawałoby się sytuacji, żeglarskie umiejętności i zawziętość przeważyły i została podjęta próba przewalczenia niekorzystnych warunków.

Pierwszy z „wykuwanych” z lodu jachtów – Sportina Michała ma dość długi nawis rufowy i ta właśnie okoliczność została wykorzystana do lodołamania – po naruszeniu tafli wokół łodzi była ona wypychana od brzegu, łagodny nawis na rufie pozwalał wjechać na lód, który następnie łamał się pod ciężarem łodzi. Od razu chcę dodać, że takie wykorzystanie jachtu ze sportowym zacięciem nie jest zalecanym sposobem użytkowania Sportin.

Po kilku takich „zabiegach” na przeciwległy brzeg przeciągnęliśmy linkę, za którą po wypchnięciu ciągnął Michał i wciągał łódź coraz dalej, na środek… akwenu. Po kilkunastu takich zabiegach miejsca wystarczyło aby obrócić łódź dziobem w kierunku dźwigu.

Od dziobu została przeciągnięta linka, której drugi koniec zaczepiliśmy do samochodu i tym sposobem było możliwe dalsze „lodołamanie” i dojechanie do slipu.

Tu, po położeniu masztu i zdjęciu urządzenia sterowego można było założyć pasy i podnieść łódź.

Aby nie było zbyt łatwo okazało się, że szyna po której jeździ wózek slipowy z trawersem obmarzła i po podniesieniu nie można było przesunąć całego ładunku nad ląd, aby opuścić łódź na przyczepę. Było konieczne podciągnięcie łodzi prawie na maksa do góry, aby można było sięgnąć strażackim toporkiem na szynę i usunąć lód. Wszystkie te czynności z z przyczyny podanej na końcu relacji wykonywał Michał.

W dalszej kolejności łódź zjechała już bez dalszych przeszkód na przyczepkę, a następnie została odholowana w pobliże swojego miejsca w ogrodzeniu. Niestety z uwagi na pokrywę śnieżną nie było możliwe odstawienie łodzi w ogrodzenie, więc została ona ustawiona na miejscu parkingowym wzdłuż drogi.

W międzyczasie nastał zmierzch i analogiczna operacja z Nefrytem piszącego te słowa odbywała się przy sztucznym oświetleniu.

W ,międzyczasie spadła temperatura z dotychczasowych 0,5 stopnia do – 2 stopni i „szlak” przetarty przez Michałową Sportinę zaczął podmarzać – było konieczne operowanie bosakiem i okutym ciężkim pychem aby dotrzeć do właściwego miejsca.

Tu został położony maszt, a następnie po dociągnięciu pod dźwig były założone pasy i zaczęła się jazda w górę. Mozolna dla jasności, ponieważ Nefryt ma spory kil. Dodatkowo, maszt nie został zdjęty z cęgów aby skrócić czas operacji, więc pomimo dopasowanych pasów jego wychylona za rufę część mocno przeważała i łódź była podnoszona w mocno nachylonej pozycji.

Tym niemniej operacja zakończyła się pomyślnie, pomimo iż chwilami miałem ochotę przerwać i dokończyć np. za tydzień. Jednak Michał (na zdjęciu poniżej) to osobnik zawzięty i asertywny – propozycje przerwania operacji kategorycznie odrzucał.

Ostatecznie łódź trafiła na właściwy wózek, ale z uwagi na późną porę pozostała pod slipem – przestawienie na właściwe miejsce będzie „procedowane” w późniejszym terminie.

Cała ta działalność trwała od około godziny 11 do 19, a oprócz mnie i Michała czynnej pomocy udzielał Rysiek, któremu tą drogą serdecznie w imieniu nas obu dziękuję.

Szczególne jednak podziękowanie ode mnie należy się Michałowi, który wykonał za mnie najtrudniejszą część roboty, czyli podnoszenie łodzi – ja z uwagi na zabieg sprzed tygodnia na prawej ręce byłem pomocnikiem jednoręcznym i sam bez dwóch zdań nie dałbym rady. Piękne dzięki 🙂

Z Michałem ustaliliśmy jednoznacznie, ze w przyszłym sezonie slipowanie łodzi ma a właściwie to musi się odbyć najpóźniej we wrześniu.

Andrzej Kapłan